~*~

Blog o tematyce shonen-ai. Nie tolerujesz - wyjdź.

Kontakt:
Twitter: @_diversefail
GG: 44515193
E-mail: 69kaoru666@gmail.com

sobota, 16 lutego 2013

House of Nightmares

N/A: Jest to opowiadanie, które przyszło podczas rysowania przedstawionego tu budynku. Takie coś, czego się raczej nie powinno traktować na poważnie xD Tych, o słabych nerwach, ostrzegam, żeby nie było ^^ A, dla tych, co nie znają dobrze angielskiego, lub w ogóle go nie znają - house of nightmares oznacza dom koszmarów ; )

  ,,Kamienica. Z pozorów normalna, jej ściany zdobiły liczne pęknięcia, wyblakłe z biegiem czasu graffiti, pleśń oraz mech. Stare, drewniane drzwi obklejone czarno-żółtą taśmą z napisem ,,Keep out". Pozbijane szyby, niektóre okna zabite dechami. Pozory jednak, jak to mawiają, mylą.
  Legendy mówią, że budynek ten, wybudowany trzysta lat temu, zamieszkiwał pewien młody chłopak. Wesoły, otwarty na nowe znajomości, mądry i przemiły chłopak. Na wszystko miał czas, wszystkim pomagał. Pewnej nocy coś się jednak zmieniło. Z jego mieszkania zaczęły dochodzić przeraźliwe krzyki i błagania o pomoc. Chłopak coraz rzadziej widywał się z sąsiadami, a jeżeli już, to jedynie zamieniał z nimi dosłownie dwa słowa. Aż w końcu zniknął, a krzyki z mieszkania z każdą kolejną nocą stawały się głośniejsze i coraz bardziej przerażające. Sąsiedzi, głównie starsi ludzie, bali się pytać i po prostu szykowali do wyprowadzki. Po kolei, każdy z nich miał już odchodzić, a wtedy wrzaski rozbrzmiewające po całym budynku ucichły. Zdezorientowani, postanowili sprawdzić co było powodem nagłej ciszy. Kolejno wchodzili do mieszkania i znikali w nim, otoczeni ciemnością, zapachem stęchlizny oraz krwi. Gdy w pomieszczeniu znaleźli się wszyscy, drzwi zatrzasnęły się z hukiem, strasząc mieszkańców budynku. Najstarszy mężczyzna, a zarazem najbardziej płochliwy, z wystarczających jak dla niego zdarzeń zmarł na zawał. Pozostali, słysząc kroki i skrzypienie starych paneli podłogowych rozpaczliwie próbowali otworzyć drzwi i uciec. Na marne jednak. Po kolei, z twarzą wykrzywioną w przerażeniu i niemym krzyku padali na ziemię po torturach, jakich nikomu nie było dane sobie wyobrazić.
  Chłopak przywłaszczył sobie całą kamienicę, a każdego, kto przekroczył progi budynku czekał taki sam los, jak jego byłych mieszkańców. Co odważniejsi, wystawiali na próbę swoje umysły i ciała. Kierowani głupotą, czy też przegranymi zakładami wchodzili do środka i już nigdy nie wracali. Słuch o nich ginął.
  To jednak tylko legendy. Jeżeli chcesz - uwierz. Bądź zobacz na własne oczy, co w tym budynku się dzieje. Twój wybór." - opowieść ta dźwięczała mi w uszach, gdy stałem przed rozpadającą się kamienicą, do złudzenia wyglądającą jak ta z opowiadania.
  - House of Nightmares... - wyszeptałem nazwę budynku, w którym spełniały się wszystkie złe sny mieszkańców.
  Wziąłem głębszy wdech i wskoczyłem do środka przez wybite na pierwszym piętrze okno.
END

piątek, 15 lutego 2013

Forever

Tak, tak, wiem. Notka miała być wczoraj, ale tak wyszło, że nie wstawiłam. Gomen x'D
No, ale jest dzisiaj i się cieszcie, bo miałam jej w ogóle nie wstawiać ( nie czuję się ostatnio na siłach :"D ).
Paring: żaden konkretny, wybierzcie sobie jaki chcecie xD
Ostrzeżenia: śmierć bohatera
Gatunek: angst, straszny smut xD
Notka: napisane pod wpływem nudy na matmie. Od razu też ostrzegam, że nocia jest krótka, ale postaram się to jakoś zrekompensować C:

  ,,Wynoś się" - te słowa dźwięczały mi w głowie, nie dopuszczając do niej żadnej innej myśli. Niby tylko słowa, a jak bardzo bolą, wypowiedziane przez ukochaną osobę.
  Byliśmy razem ponad trzy lata. Ponad trzy piękne lata. Chciałem, aby te chwile spędzone razem trwały wiecznie. Przeliczyłem się widocznie. Dlaczego mi to zrobił? Nie kochał mnie? Traktował mnie jak zastępstwo za kogoś innego?
  Boli, tak bardzo boli. I nie jest to ból fizyczny, tylko psychiczny. Jest coraz gorzej. Ze mną. Osoba, którą kochałem nad życie nie chce mieć ze mną nic wspólnego. A ja? Wciąż go kocham. Wciąż jego piękna twarz zaprząta mój umysł. Nie potrafię tak po prostu zapomnieć. O nim, o wszystkich chwilach spędzonych razem z nim.
  Gdzie zamieszkam? Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Nic mnie nie obchodzi. Wszystko straciło swój sens, wartość. Stojąc nad urwiskiem wielokrotnie rozważałem samobójstwo. I w końcu zdecydowałem. Stworzyłem w głowie prosty schemat: pociąć się, żeby moja śmierć była pewna, a następnie skoczyć.
  Spojrzałem w dół urwiska, a następnie na żyletkę, Jeden powolny ruch. Nigdzie mi się nie spieszy. Kolejny. Nie mam nikogo. Jeszcze kilka... Czerwona krew spływająca po ręku strumieniami skapywała na trawę, gdzie mozolnie wsiąkała w suchą ziemię. Zachwiałem się. ,,Jeszcze nie" - wykonałem kolejne cięcie. Głębsze od poprzednich, kończące wszystko, co zacząłem.
  Żyletka wysunęła mi się spomiędzy palców. Oczy zalały czernią. Chwilę czułem jak spadam. A potem nic.
  Pustka.