Ja... na prawdę przepraszam was za to coś poniżej. Pisałam to bez weny i jakoś tak mi słów w pewnym momencie zaczęło brakować.
Znów jest krótkie [choć i tak dłuższe niż poprzednie], ale nie chcę was teraz katować moimi chorymi wymysłami, które wcale nie są oryginalne.
Ogólnie cały part mi przypomina trochę przeinaczoną historię zamkniętej na wieży księżniczki, którą jest Ruki i księcia, czyli Uruhy, który ratuje damę z opresji. Czyli takie "coś", po prostu.
Tak czy siak, zapraszam do lektury i, mimo wszystko, mam nadzieję, że się spodoba.
~*~
Wpadłem na kogoś. Nie obchodziło
mnie, kim była owa osoba. Już miałem mruknąć jakieś
przeprosiny, gdy poczułem silną rękę trzymającą moje ramię.
Podniosłem pytający wzrok na mężczyznę. Skądś go kojarzyłem,
jednak teraz nie mogłem sobie przypomnieć. Dodatkowo, łzy w oczach
skutecznie utrudniały mi dostrzeżenie szczegółów.
- Przepraszam, śpieszy mi się –
burknąłem, próbując się wyrwać.
- Oj, Takanori, nie chcesz spędzić
trochę czasu ze starym przyjacielem? Odnowić znajomość...? - tak,
teraz już wiem, skąd go kojarzę. Bynajmniej nie mam z nim miłych
wspomnień.
- Nie, naprawdę, nie mam teraz
czasu, Kaoru – przygryzłem swoją dolną wargę, zaprzestając
prób wyrwania się z uścisku, gdy gitarzysta Dir en Grey go
wzmocnił.
Tak ja wcześniej powiedział –
byliśmy przyjaciółmi. Bardzo dobrymi przyjaciółmi, mimo takiej
różnicy wieku. Nie pamiętam już, skąd go znam, jednak w każdej
chwili potrafię ze szczegółami opowiedzieć naszą ostatnią
wspólną noc, która zarazem była powodem do rozstania.
Zapewne teraz oczekujecie jej
dokładnego opisu. Rozczarujecie się w takim razie; bez wdawania się
w szczegóły powiem, że potraktował mnie wtedy jak zwykłą
dziwkę.
- Kaoru, puść mnie... - ponowiłem
próby wyrwania się, gdy gitarzysta zaczął mnie gdzieś prowadzić.
- Nie, tym razem uciec ci nie
pozwolę. Będzie zupełnie inaczej, kotku - zaśmiał się i
wciągnął do ciemnej uliczki.
Nim gitarzysta Dir en Grey przyparł
mnie do muru zdążyłem jeszcze przelecieć wzrokiem po licznych
kartonach i śmietnikach, w których przewalały się śmiecie. W
moje oczy rzucił się również metalowy kran, nieco zardzewiały na
końcach; los chciał, za co mu serdecznie dziękuję, że znajdował
się on tuż przy moich nogach, a starszy chłopak go nie zauważył.
Nie zdążyłem się wystarczająco
nacieszyć tym niewielkim odkryciem, a już zostałem popchnięty na
kolana. Niepewnie sięgnąłem do rozporka jego spodni i rozpiąłem.
Zerknąłem w górę, na twarz Kaoru, jakby chcąc się upewnić, czy
na pewno o to mu chodzi. W panujących ciemnościach zauważyłem
jedynie lekki uśmiech. Przełknąłem ślinę, wyjmując z jego
bielizny nabrzmiałą męskość.
Już zaczynałem się modlić do
Boga, w którego przecież nie wierzę, gdy usłyszałem czyjś
znajomy głos. Przetworzyłem w głowie kilka razy owy krzyk, a
następnie spojrzałem w bok, na wlot uliczki, upewniając się, czy
mi się przypadkiem nie przesłyszało.
Szczęście mi wreszcie zaczęło
dopisywać – Kouyou podszedł szybkim krokiem i mocnym sierpowym
powalił Kaoru na ziemię. Pomógł mi wstać i bez słowa
wyprowadził z uliczki. Po przejściu kilku metrów stanęliśmy
przed samochodem Uruhy i wsiedliśmy.
Nie odzywałem się. Nie obchodziło
mnie, gdzie jedziemy, po co, ani skąd wiedział, gdzie jestem... a
może nie wiedział, tylko zupełnie przypadkiem tamtędy przechodził
i nas zauważył? W każdym bądź razie – pomógł mi, za co
jestem mu dozgonnie wdzięczny.
- Takanori... mogę o coś zapytać?
- ciszę, jaka między nami zapanowała, przerwał Kouyou, zmieniając
bieg.
Kiwnąłem niepewnie głową, snując
domysły, o cóż takiego może się mnie zapytać. Po kilku
sekundach po mojej mózgownicy chodziły pytania dotyczące Niikury,
a nawet tego, co jadłem na śniadanie...
- Na prawdę mnie ten... kochasz...?
- ale nie to jedno.
Ponownie kiwnąłem głową; cóż,
skoro słyszał moją i Reity rozmowę dotyczącą właśnie moich
uczuć, to kłamstwo na niewiele by się teraz zdało. Zerknąłem na
niego kątem oka, wyszukując w jego oczach uczuć... sam nie wiem
jakich. Może złości, smutku... nawet radości, choć nie bardzo
wiedziałem, dlaczego miałby się cieszyć. W końcu mnie nie kocha,
prawda? Jest przecież z Aoim...