Przypominam o ankiecie!
Kita, w
Nothing to lose wcale nie jest napisane, że Hizumi umarł ;)
Aj, aj, coś wam komentowanie nie idzie... A szkoda. Nawet krótki komentarz podnosi na duchu, a obserwatorów jest 9, więc 4 komentarze nie powinny być problemem...
Zastanawiałam się też nad tym, żeby notki dodawać wtedy, kiedy coś napiszę, a nie po określonej ilości komentarzy, ale doszłam do wniosku, że wtedy nikt by nie komentował :'/
Tak więc dzisiaj, mimo jedynie 3 komentarzy pod poprzednią notką,
dodaję ten oto one shot z nadzieją, że się wam spodoba i komentarzy pod nim będzie co najmniej tyle, ilu jest obserwatorów ;_;
Za błędy przepraszam, jestem chora i oczy mi się schodzą x'd
Ostrzeżenia: Błędy. Mogą się pojawić nieskładne zdania i niedociągnięcia, ogólnie całe opowiadanie jest pojebane.
~*~
- Aaah! Yoshitaka...! Boli...! - jęknął chłopak, zaciskając dłonie na krawędzi ciemnego blatu.
Otworzył oczy, patrząc na odbicie w lustrze na przeciwko. Przyjrzał się swoim oczom, do których napłynęły łzy, lekko zaczerwienionym od gorąca policzkom, skołtunionym włosom i Karyu, stojącemu tuż za nim i uśmiechającemu się wrednie.
Dla kogoś obcego, kto jedynie słyszał głosy zza drzwi, sytuacja mogłaby się wydawać dość... oczywista. Byłby jednak w błędzie.
Cały zespół i ekipa wiedzą, że wokalista i gitarzysta darzą się ogromną, bezpodstawną nienawiścią; po prostu się spotkali i bum! Już się nie lubili. Docinki kierowane do siebie nawzajem powoli przeradzały się w głupie żarty przeróżnej maści; od kubłów z wodą nad drzwiami, po wyniesienie łóżka, wraz ze śpiącym, na korytarz hotelowy.
I tym razem był to jedynie żart.
A zaczęło się od propozycji Karyu.
- Ej, Hizumi...
- Czego? - warknął wkurzony wokalista, próbując rozczesać poplątane włosy.
- Może ci pomóc, co? - gitarzysta podszedł do Yoshidy, patrząc na jego odbicie w lustrze.
- Jeżeli to kolejny popierdolony żart, to sobie daruj.
- Nie, nie - wyższy uniósł ręce w obronnym geście - tym razem chcę tylko pomóc. Jak by nie patrzeć, jesteśmy w jednym zespole i nie powinniśmy się tak kłócić. W najgorszym wypadku może to doprowadzić do rozpadu D'espairsRay... a tego oboje nie chcemy, czyż nie?
Mimo iż wolał tego nie robić, Hizumi musiał przyznać mu rację. Zespół dużo dla niego znaczył, a jego rozpad zostawiłby w nim jedynie pustkę.
- Dobra. Ale jeżeli coś knujesz to przysięgam, że cię zabiję! - warknął, podając gitarzyście szczotkę do włosów.
- Karyu, nie maltretuj go już, bo się biedak obrazi - mruknął Zero, zabierając gitarzyście szczotkę i tym samym przerywając męczarnie wokalisty.
- Wiedziałem, że lepiej ich samych nie zostawiać... - westchnął perkusista, stojąc w drzwiach z założonymi rękami.
- Zabiję... - Hizumi powoli odwrócił się do gitarzysty i spojrzał na niego z mordem w oczach - Zabiję cię, jak Boga kocham, zabiję! - wrzasnął wokalista, rzucając się w stronę śmiejącego się bezczelnie Karyu.
Zero, stojący najbliżej, złapał Yoshidę w pasie, uniemożliwiając mu zbliżenie się do gitarzysty.
- Za pół godziny wychodzimy na scenę. W tym czasie macie się uspokoić i przygotować - oznajmił ostrym tonem Tsukasa i wyszedł, a za nim Karyu. Zapewne do swoich garderób.
Zero popatrzył na naburmuszonego wokalistę, którego wciąż trzymał w objęciach. Puścił go, zaczynając rozczesywać mu włosy.
- Sam sobie poradzę - mruknął Hizumi, jednak nie przerwał Shimizu.
Chłopak przymknął oczy, pozwalając zwinnym palcom basisty układać niesforne kosmyki swoich włosów. Chwilę później poczuł ręce Zero masujące jego barki. Zamruczał, zadowolony.
- Spięty jesteś - usłyszał szept tuż przy swoim uchu.
- To przez Karyu... - mruknął w odpowiedzi, uśmiechając się lekko, gdy usta basisty musnęły jego szyję. Dopiero chwilę później dotarło do niego, co zrobił jego przyjaciel - Ej, Shimizu... - nie dokończył, czując jak ubrania wylądowały na jego twarzy.
- Przebieraj się.
Hizumi wziął do ręki spodnie i koszulkę. Spojrzał wymownie na Zero, który stał w miejscu nie mając zamiaru się chociażby odwrócić. A przy nim przebierać się nie zamierzał; jeszcze zacznie się do niego dobierać.
- Mógłbyś wyjść? - popatrzył basiście w oczy, a ten pokręcił przecząco głową - To chociaż się odwróć, no... - mruknął.
- Oj, Hizu, Hizu... Tyle razy widziałem cię bez koszulki... ty mnie z resztą też... więc w czym problem, hm? - Zero uniósł pytająco brew do góry.
- W tobie! Nie gap się tak na mnie!
- Dlaczego? Na scenie gapią się na ciebie tysiące ludzi, to dlaczego ja nie mogę? - chłopak zbliżył się do wokalisty, opierając ręce na ścianie po obu stronach jego głowy.
- Bo to nie scena!
- Hizumi, gotowy? - spytał perkusista, z rozmachem otwierając drzwi.
Basista odsunął się od przyjaciela, uśmiechając się lekko, i wyszedł z jego garderoby, odprowadzany wzrokiem wokalisty i Tsukasy. Oota spojrzał jeszcze raz na Yoshidę.
- Pospiesz się, za chwilę wychodzimy - wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Hiroshi w ekspresowym tempie założył ubranie sceniczne i się umalował. Przejrzał się jeszcze w lustrze i wybiegł w pomieszczenia, by po chwili stanąć na scenie razem z resztą zespołu.
Koncert minął im nadzwyczaj szybko. Zwłaszcza Hizumiemu, który podczas każdej piosenki wsłuchiwał się w brzmienie basu Zero. Swoją drogą, mógłby słuchać jego gry godzinami, tak jak teraz, i raczej nigdy by mu się nie znudziło... No cóż; nawet gdyby, są przecież razem w zespole, tworzą razem muzykę... A co za tym idzie - słuchają nawzajem swoich pomysłów, melodii.
Zeszli ze sceny, by następnie zniknąć w swoich garderobach. Przebrali się, zmyli makijaż i wyszli, zabierając swoje rzeczy. Stanęli przy wejściu do budynku, jednak po chwili przystając na genialny pomysł Karyu - poszli do baru opić kolejny świetny koncert.
Mijały minuty za minutami, a całe D'espairsRay wciąż siedziało w barze. Wszyscy byli spici... prócz Zero. Oczywiście, wypił, jednak nie tyle, co inni - wciąż wszystko robił świadomie. Nie pił jednak dlatego, by odstawić wszystkich bezpiecznie do domu, a po to, by uwieść wokalistę. Teoretycznie mógłby to zrobić nawet, gdy Hizumi byłby trzeźwy, jednak wizja miny Yoshidy, nagiego, w nie swoim łóżku, który dowiedziałby się, że przespał się z basistą... Bezcenne.
Ach, nie, nie. Shimizu nie jest taki, by na prawdę zrobić coś takiego pijanemu przyjacielowi. Chciał go jedynie wkręcić. I dopiero później uprawiać z nim seks. Bo, cóż ukrywać, ciekawiej będzie zrobić to ze skacowanym wokalistą, niż kompletnie pijanym.
Jak postanowił, tak zrobił i ulotnił się z baru, ciągnąc za sobą chwiejącego się i gadającego głupoty Hiroshiego. Kilka minut później znaleźli się już w mieszkaniu basisty, a następnie również w jego sypialni. Zero spojrzał z lekkim uśmiechem na roześmianego wokalistę, po czym zaczął go rozbierać, przyglądając się ciału przyjaciela.
- Aaa, Zeeerooo~~ Dlaczeeemu mnie rozbie- - czknął, nie kończąc zdania, i zaśmiał się głośno, padając już nagi na łóżko.
Chłopak przytulił do siebie rąbek kołdry i zasnął.
Następnego dnia obudził się z mocnym kacem. Usiadł, rozglądając się powoli. Nie był w swoim mieszkaniu, w dodatku był nagi...
- O, wstałeś już - do sypialni wszedł właściciel mieszkania, w samych bokserkach, niosąc szklankę i tabletki. Podał je Hizumiemu, który je połknął i popił wodą - Jak się spało?
- Shimizu... dlaczego mnie rozebrałeś? - spytał wokalista, ignorując pytanie Zero.
- Sam się rozebrałeś - odparł spokojnie i nachylił się nad Yoshidą - Byłeś wspaniały... - szepnął mu do ucha, przejeżdżając palcem po jego odsłoniętym udzie.
Chłopak zadrżał i zakrył się kołdrą po sam czubek głowy, odsuwając się od właściciela mieszkania.
- Zboczeniec... wykorzystałeś pijanego człowieka... - burknął.
- O, czyli gdybyś był trzeźwy, nie miałbyś nic przeciwko? - basista uśmiechnął się, odrzucając kołdrę gdzieś na bok. Nachylił się nad chłopakiem.
- Co...?! - nie skończył, czując na swoich wargach usta Zero.
Całował najpierw delikatnie - bądź co bądź, to był ich pierwszy pocałunek - dopiero z czasem nadając pocałunkowi więcej brutalności. Hizumi przestał się sprzeciwiać; usta basisty odganiały całą niepewność, pozostawiając pożądanie.
[Tu się pojawia scena tzw. hard seksu. Jeśli mam być szczera - mogłabym ją napisać, ale mi się najzwyczajniej w świecie nie chce :"3]
- Shimizu...
- Hm?
- Dlaczego to zrobiłeś? - uniósł głowę z nagiej klatki piersiowej basisty i spojrzał mu w oczy, czekając na odpowiedź. Zdawało mu się, że przez chwilę widział w nich wahanie i niepewność.
- Bo cię kocham, Yoshida.
Wokalista uśmiechnął się szeroko i musnął usta chłopaka swoimi.
- Ja ciebie też, Shimizu. Tylko... Po co było to całe przedstawienie? Nie mogłeś powiedzieć tego od razu...?