~*~

Blog o tematyce shonen-ai. Nie tolerujesz - wyjdź.

Kontakt:
Twitter: @_diversefail
GG: 44515193
E-mail: 69kaoru666@gmail.com

niedziela, 2 czerwca 2013

Second Heartbeat

Paring: Kaoru x Die, Shinya x Die
Zespół: Dir en Grey
N/A: Mój pierwszy fanfik z Diru. Mam nadzieję, że się spodoba, choć nie bardzo udało mi się do końca utrzymać ten klimat...
Ogólnie potraktujcie go jako prezent z okazji Dnia Dziecka, który był wczoraj. I pod tą notką życzę sobie co najmniej 4 komentarze =.=
~*~
24 luty. Cały zespół świętuje dziś wydanie kolejnego albumu. Świetnie bawią się wszyscy, lecz nie ja. I nie, powodem nie jest znęcający się nade mną na różne sposoby Die, zawodzący po stracie dziewczyny Toshiya, ani ganiający się po pokoju Kaoru i Kyo. Nie, to nie ich wina, że mam taki a nie inny nastrój.
Więc co sprawiło, że uleciało ze mnie całe szczęście i zostało zastąpione smutkiem i nutką goryczy?
24 luty. Za minutę zegary wybiją północ, oznajmiając nadejście kolejnego dnia; 25. Chłopaki są schlani jak nigdy, a ja od kilku godzin ślęczę na kanapie, co chwila upijając niewielki łyk tequili, i rozmyślam.
Jeszcze 30 sekund. Ulatuje ze mnie nadzieja, że choć jeden z nich przypomni sobie o dniu, który stał się moim przekleństwem.
24 luty.
Dwudziesty czwarty luty.
Dwudziestyczwartyluty.
Nie ważne, jak i ile razy będę wymawiać tą datę, nie ma ona sensu. Dzień jak każdy inny, kolejna kartka z kalendarza. Następuje po 23 lutym i przed 25 lutym. Nic nadzwyczajnego; kolejne chwile, złączone razem i nazwane przez człowieka "dniem", i które powoli przeradzają się w "noc" i kolejny "dzień".
Co z tego, że to moje urodziny? Urodziłem się w 1978. Ponad 30 lat temu, a nie dzisiaj. Po co świętować coś, co wydarzyło się tak dawno temu?
To i tak boli; jedyni znajomi zapomnieli o tym dniu. Znajomi, bo przyjaciółmi ich nie nazwę. Fakt, że gramy razem tyle lat, odnieśliśmy razem wielki sukces, nic nie znaczy. Jesteśmy razem, bo musimy, żeby być na szczycie. Szczycie, który dla każdego z nas był celem.
Tylko to nas łączy.
Słyszę głośne bicie zegara, oznajmiające północ.
Zapomnieli.
Wstaję, zgarniam ze stołu paczkę fajek i zapalniczkę. Wychodzę na taras, mijając nieco poddenerwowanego Daisuke. No tak, w końcu przerwałem mu iście fascynujące zajęcie.
Zapalam jednego papierosa i zaciągam się nikotyną. Zadzieram nieco głowę do góry, patrząc na liczne gwiazdy i księżyc w pełni. Wydmuchuję z płuc dym, patrząc jak leniwie unosi się do góry, by następnie zostać rozwianym przez chłodny wiatr.
Drżę lekko, przeklinając w duchu na swoją głupotę; bluza została w środku, na kanapie, a chory mimo wszystko być nie chcę. Chłopacy i wytwórnia by się wkurzyli. W końcu niedługo gramy koncert.
Odgarniam ręką z barierki resztki śniegu; tegoroczna zimy była naprawdę mroźna. Opieram przedramiona na zimnym metalu. Zerkam w dół, na pustą ulicę i chodnik.
Rzucam na miejscami oblodzoną posadzkę peta i dogaszam butem, następnie kopiąc go do krawędzi. Ze znudzeniem patrzę jak spada; dopóki nie zniknie mi z oczu.
Za sobą słyszę stukanie o szybę. Odwracam się leniwie, lustrując wzrokiem szczerzących się jak głupi do sera znajomych. Widząc te uśmiechy już wiem, że coś zrobili. Zerkam na klamkę z obawą, która się spełniła - zamknęli mnie.
Na balkonie. Na 12 piętrze. W nocy. W mróz.
Pcham drzwi z cichą nadzieją, że zamek jednak ustąpi, pozwalając mi wrócić do mojego ciepłego mieszkania. Patrzę na resztę zespołu. Olewają mnie; moje nieustające walenie w szybę i błagania, by mnie wpuścili do środka. Bezczelnie grzebią mi po szafkach, przeglądają zdjęcia, otwierają coraz to kolejne butelki wina, tequili, czy puszki piwa.
Po kilkunastu minutach zaprzestaję krzyczeć i walić w drzwi. Siadam skulony przy barierce i znów patrzą w dół.
Kolejną chwilę rozmyślam nad zejściem po rynnie, jednak zaraz potem rezygnuję; wbrew pozorom do śmierci mi nie spieszno. Rozglądam się więc wokół, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na nieco zaśnieżonym stoliczku. Mógłbym go podnieść i rozbić szybę... Z tego jednak również zrezygnowałem. Wpuściłbym do mieszkania ten przejmujący mróz.
Porzucając dalsze rozmyślanie nad obecną sytuacją zamknąłem oczy. Jutro, gdy któryś z chłopaków wstanie, wypuści mnie. Prawda?
O ile wcześniej nie zamarznę.
O ile emocje nie wezmą nade mną góry i nie skoczę z balkonu.
O ile zauważą, że tu jestem.
Zaczynam kontemplować nad ostatnimi wydarzeniami, a także nad tym, który pierwszy wstanie.
Może Kaoru? On nigdy nie spał długo, nawet po długiej imprezie potrafił wstać przed 11. W przeciwieństwie do Kyo, który po wypiciu alkoholu śpi przez bite 10 godzin i nic ani nikt nie jest w stanie go obudzić. Z Die i Toshiyą jest nieco inaczej; będą spali ile mogą, czyli póki ktoś ich nie obudzi.
Zerkam przez szybę do środka. Widzę ich... Toshimasa i Tooru śpią w najlepsze, a Daisuke jest ostro posuwany przez lidera.
Widząc ich, coś mnie tknęło. "Coś", a dokładniej moje serce. Poczułem nieprzyjemny ucisk, a do moich oczu napłynęły słone krople, zamazując mi obraz. Łzy spłynęły po moich policzkach, zostawiając po sobie mokry ślad.
Dlaczego płaczę?
Przecież z żadnym z nich nie jestem jakoś szczególnie zżyty.
Mimo szczerych chęci nie mogę odwrócić od nich wzroku. Od twarzy Andou, wykrzywionej w grymasie rozkoszy. Od uśmiechniętego Niikury. Od ich nagich ciał.
Każdy kolejny jęk, dosłyszalny przeze mnie nawet przez szybę, wierci we mnie niewielką dziurkę, która razem z innymi tworzy pustkę. Pustkę załamujący mój mały świat. Niszczącą moje skryte marzenia, o których nawet ja nie pamiętałem. Nie chciałem pamiętać.
Po kilku próbach udaje mi się odwrócić wzrok. Sekundę później słyszę głośny jęk, oznajmiający orgazm Daisuke. Zaciskam dłonie w pięści i zamykam oczy chcąc już zawitać do krainy Morfeusza. Chcąc choć na chwilę o wszystkim zapomnieć.
W końcu przede mną jeszcze cała noc.

Drżę z zimna, chuchając na lodowate ręce. Patrzę na wschodzące słońce. Mijają kolejne chwile moich męczarni i wreszcie słyszę zbawienny dźwięk. Patrzę na stojącego w drzwiach Kaoru jak na Boga, którym w tym momencie dla mnie był.
Podchodzi do mnie i bez słowa pomaga wstać. Z jego pomocą wchodzę do środka. Dziękuję mu. Dziękuję, chwilowo odganiając scenę odgrywającą się w nocy na mojej kanapie w zapomnienie. Siadam na kanapie i z wdzięcznością przyjmuję od gitarzysty kubek gorącej herbaty. Upijam łyk, rozkoszując się ciepłem rozgrzewającym moje ciało. Chwilę później czuję na ramionach swoją bluzę. Ponownie dziękuję liderowi, przyglądając się spokojnym twarzom śpiących znajomych.
Kątem oka zauważam, jak Niikura siada na kanapie obok wciąż nagiego Daisuke.
Przynajmniej teraz mogę obejrzeć Andou w całej okazałości. To też zrobiłem, gdy tylko lider wyszedł z salonu.
Wstałem i usiadłem na podłodze obok kanapy. Delikatnie odgarnąłem niesforny kosmyk ciemnych włosów gitarzysty, opadający na jego piękną twarz.
Shinya, na starość zaczyna ci odwalać...
Die powoli uchylił powieki, ukazując światu swoje ciemne tęczówki. Mógłbym godzinami tylko siedzieć i patrzeć w te jego oczy. Zapewne nigdy by mi się nie znudziło. Bezwiednie zacząłem opuszkami palców gładzić jego policzek...
Shinya, nie powinieneś tak długo siedzieć na mrozie.
Przecież to niemożliwe, żeby w jedną noc moje uczucia się zmieniły. Bo tak, teraz śmiało mogę stwierdzić, że... kocham Daisuke.
Daisuke...
Piękne imię. Choć w znaczeniu zupełnie do niego nie pasujące*.
Ze zdumieniem patrzę na jego dłoń, powoli zbliżającą się do mojego policzka. Momentalnie moje serce zabiło mocniej, a gdy jego usta zbliżyły się do moich myślałem, że będę miał zawał.
Co się, na szczęście, nie stało.
A może i nieszczęście...?
- Shinya. Kocham cię.
Nie, nie, nie. To na pewno jest sen. Głupi, choć piękny sen.
Z którego nie chcę się budzić.
Nigdy.
~*~
Eh, wasza Kao-chan jest głupia, zapomniała dodać wytłumaczenia xD
* Imię Daisuke oznacza m.in. "duży, chronić" c:

6 komentarzy:

Toshi pisze...

um... nie wiem co napisać *śmiech* aż mi się łzy w oczach zakręciły.. gdybym mogła to normalnie bym ich ukatrupiła ._. nieładnie ... źli 'przyjaciele' ..

więcej takich one-shot'ów ^^

dużo weny!

Anonimowy pisze...

Co za lajdacy??? Zamknac go na balkonie i to na cala noc?! Ijeszcze mu dziekowal, ze laskawie mu otworzyl?! Powinien mu dupe skopai i reszcie tez za to! Ale jak Dai wyciagnal ku niemu doln i powiedzial:"Kocham Cie" to bylo takie piekne!!!
~Mayumi

Lilien pisze...

że on nie zamarzł o.O i nie dostał gorączki.... w sumie zaskoczyłaś mnie w paru miejscach i to pozytywnie C: znaczy nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji...
podobało mi się... ta końcówka taka jest że tak naprawdę choć kończy opowiadanie to jednak pozostawia furtkę na ciąg dalszy w głowce czytelnika

Aoi Konoe pisze...

Czemu oni zamknęli Shina na balkonie i to na mrozie? Tak się nie robi ; ; jeszcze zmieniłby się w bryłkę lodu i co wtedy?
Bardzo mi się podobało. Chociaż jak dla mnie za krótkie T_T można liczyć na ciąg dalszy?

Berieal Shinzoku pisze...

Też dziwiłam się, że nie zamarł i się nie rozchorował. Osób nie znam biorących udział w opowiadaniu ( Tak,możecie mnie zjehjcic ) ale fajne. No i nikt nie zginął yee xD.

Amidamaru pisze...

To było naprawdę... piękne! I mimo, że na początku nie wiedziałam za bardzo, o co chodzi, mówię sobie "czytam dalej!" xD no i warto było ^^ Uwielbiam Dira, a ficki o nich to niestety rzadkość (dobra, jest całkiem sporo, lecz teraz mało kto o nich pisze).
Tak, rozumiem Shina i szczerze mu współczuję, kiedy siedział tak zamknięty na balkonie. Ja bym się wściekła, a widzę, że i on się wściekł XD
I sobie Toshi z Kyo spali, a tam obok się działo... oj się działo. A Shin znów biedny. Ale Die mnie zaskoczył, skoro tak szybko wyznał mu miłość. To w takim razie czego chciał od Kaoru? Mimo wszystko, bardzo mi się podobało, tylko szkoda, że takie krótkie.
Weny dużo życzę! :3