N/A: Dobra, skoro tyle was tego bloga odwiedza, to komentujcie posty, a nie tylko 2 osoby ;_; Ja tu w depresję popadam, że nie lubicie moich opowiadań i jestem w chuja beznadziejna ._. Przez to zaczynam coraz częściej rozmyślać na zawieszeniu bloga, albo w ogóle zamknięciu go .__. Eniłej. Mam nadzieję, że 3 część się wam spodoba.
Stanąłem wreszcie pod domem Uruhy. Odetchnąłem głęboko. Z nadzieją, że
się nikomu nie wygadam o ostatnich wydarzeniach, zapukałem do drzwi
wejściowych.
Otworzyła mi matka Kouyou. Bardzo miła kobieta, tak na marginesie. Przywitałem się z nią, zdjąłem buty i kurtkę, a następnie ruszyłem do pokoju Uruhy. Otworzyłem drzwi, bez zbędnego pukania, i wszedłem do środka.
Myślałem, że stracenie domu to najgorsze, co może mnie spotkać. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, w jakim błędzie byłem. Widząc właściciela pokoju i drugiego gitarzystę obściskujących się w dość jednoznacznej pozycji aż mi się serce ścisnęło.
- Długo jeszcze będziecie się tak bezwstydnie obściskiwać? - zmusiłem się na podirytowany ton, gdy minęło kilka minut, a oni nie zauważając mnie zrzucali z siebie kolejne warstwy ubrań.
Słysząc mój głos oboje drgnęli spłoszeni i popatrzyli na mnie.
- Ruki... Co ty tu robisz...? - spytał cicho Kou, wpatrując się we mnie oczami wielkości pięciozłotówek.
- Jest niedziela. W niedziele o godzinie szesnastej trzydzieści, czyli dokładnie za minutę, odbywają się u ciebie próby naszego zespołu. Zawsze tak było, nie mów, że zapomniałeś - wywróciłem teatralnie oczami.
- Ale... odwołałem próbę... napisałem ci smsa... - mruknął dość niewyraźnie, spuszczając wzrok i skubiąc nerwowo pościel.
- Telefon mi się rozładował - wzruszyłem ramionami. Z trudem powstrzymałem łzy cisnące mi się na oczy, gdy zobaczyłem jak Aoi obejmuje Kouyou - Kiedy chcieliście nam powiedzieć, że jesteście razem?
- Nie chcieliśmy, żeby ktoś się dowiedział - odezwał się po raz pierwszy Yuu - Bynajmniej nie w najbliższym czasie.
- W takim razie wam nie przeszkadzam - powiedziałem szybko i wyszedłem z pokoju, czując, że dłużej nie dam rady powstrzymywać łez.
Uru, moja miłość. Zawsze myślałem, że jest hetero, a tu co? Nagle znajduję go w pokoju obściskującego się z drugim gitarzystą jakby byli razem od bardzo dawna. Tylko dlaczego mi nie powiedział, że są razem? Czyż przyjaciele nie mówią sobie wszystkiego? A może, on nigdy nie uważał mnie za swojego przyjaciela?
Te i inne myśli skutecznie odwracały moją uwagę od mijanych na ulicy ludzi, ale także były główną przyczyną co raz to nowych łez spływających po moich policzkach.
Poprawiłem plecak na ramieniu, modląc się, by nie spotkać Reity czy też Yune.
2 komentarze:
ej, no! nie wolno Ci myśleć, że jesteś beznadziejna! nie zawieszaj/zamykaj bloga tylko dlatego, że ludzie nie komentują. w końcu piszesz dla siebie, prawda? gdybym ja miała usunąć bloga za brak komentarzy to już dawno bym to zrobiła, ale stwierdziłam, że skoro piszę dla siebie, to po co mam usuwać? później będziesz tego żałować. znam to :)
***
co do opowiadania: mm.. lubię takie klimaty i sytuacje. takie opowiadania pokazują, że życie nie jest słodkie i puchate, ale rani..
mam nadzieję, że Uruś zrozumie, że nie kocha Aoisia tylko Ruksa i będą razem :3
hmm.. ale nie zabijaj żadnego.
***
trochę się rozpisałam. trudno.
***
dużo weny *u*
P.S. a tu się okazuje, że wpada na Reicioszka, zakochuje się i happy end *u*
Prześlij komentarz