Nii-chan jest wampirem. Mój ukochany brat i mąż zarazem. Minęło już dwadzieścia dni i dwadzieścia jeden nocy. Każda godzina, sekunda, była dla mnie męczarnią. Gwałcił, bił, torturował. Tylko czasem te czynności były przez niego przeplatane krótkimi pocałunkami, w których nie dało się wyczuć choć krzty delikatności. Zmienił się. Nie tyle co z wyglądu, ile z zachowania. Teraz kierują nim jedynie żądza krwi i chęć zaspokojenia się. Nie obchodzą go moje uczucia, traktuje mnie jak zabawkę. Ale co z tego? Co z tego, jeżeli mogę być przy nim? Trudno, że to boli. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Coraz częściej o tym myślę. O końcu. O śmierci. O zakończeniu swojej nic nie znaczącej egzystencji. O samobójstwie. Jakkolwiek by tego nie nazwać, to i tak to samo. Nie obchodzę go. Dla niego jestem zwykłą męską dziwką. Nic nie znaczącą dla społeczeństwa. Chcę krzyczeć. Uwolnić wszystkie uczucia, które targają mną od tylu dni. Boję się go, a jednocześnie kocham. Kocham nad życie. A on? Już nie. Już... albo nigdy mnie nie kochał. Nie zniósłbym tego. Ledwo daję sobie radę z obecną sytuacją.
Wchodzi do pokoju. Nasze spojrzenia się spotykają. Jego - przepełnione żądzą. I moje - wystraszone. Uśmiecha się. Podchodzi. Wiem co się stanie. Chwila bólu coraz bliżej. Przyjdzie nieunikniona. Jak zawsze. ,,Braciszku" - szepcze. Inaczej niż zwykle, ale jednocześnie tak samo. Zaczyna. Jak zwykle. Łapie mnie za rękę i rzuca brutalnie na łóżko. Chce mnie związać. Wszelkie próby wyswobodzenia się są tłumione agresją. Ignoruję ból i jakoś udaje mi się na nim usiąść. Jego wzrok. Zaskoczony. Zdenerwowany. Zdezorientowany. Skuwam go. Mówię mu, co myślę. Co mnie boli. Co mnie niszczy. Że już nie wytrzymuję. Sięgam do szuflady.
,,Tego chciałeś, nii-chan?" - pytam cicho, nieco zachrypniętym głosem. Zdarte od krzyku gardło zaczyna mnie boleć. Nie czekam na jego odpowiedź. Pewnie i tak nie nadejdzie. Bo go nie obchodzę. Jeden szybki ruch. Zakończy wszystko. Całe moje życie. Jeden błąd, jakim były moje narodziny. Nie powinienem istnieć. Nigdy.
,,Nii-chan!" - krzyczy. W jego oczach pojawiają się łzy. Spływają po jego bladych policzkach. Zrywa kajdany. Nie sprawia mu to żadnej trudności. Wytrąca mi nóż z ręki i... przytula mnie. Dawno tego nie robił. ,,Gomenasai" - szepcze jak mantrę. Obejmuje mnie mocno, niemalże odbierając dech w piersiach. Głaszcze mnie. Delikatnie. Niczym nowo odkryty skarb. [skarbów się raczej nie głaszcze, ale chodzi o coś nowo odkrytego, zdobytego itp. - dop.aut.] Jakby się bał. Bał, że zaraz się rozpadnę. W jego ramionach. Zimnych, silnych ramionach. ,,Już nie będę" - obiecuje. Nie wiem, czy mu wierzyć. Ufać. Po tym, co mi zrobił. Co mi po słowach. Nic nie znaczących. Których w każdej chwili może się wyrzec. Nie mam jednak nic do stracenia. Zaryzykuję. Zaufam. Wtulam się w niego na tyle mocno, na ile pozwala mi bolące ciało. Spogląda w moje oczy. Delikatnie ściera łzy, które spłynęły po moich policzkach. Muska delikatnie moje usta swoimi. Zupełnie inaczej. Uśmiecham się nikle. Patrzę mu w oczy. Nie żałuję, że mu zaufałem. To jednak nie zmienia faktu, że nie mam pewności. Pewności co do jego słów i czynów.
5 komentarzy:
Ja chce znać Happy enda XD. Jak tak to przeczytałam, to aż za nimi się stęskniłam D8. Yaay gwałty moje klimaty, pisaj dalej mamcia, bo jak nie to cię ugryzę C:
Masz już hepi enda, zadowolona? xD Ja za nimi tęsknię odkąd skończyłyśmy pisać opowiadanko z nimi, ale szczegół X"D Też lubię gwałty C<
Tajes, córko~! *salutuje* Nie gryź ;-;
Bardzo zadowolona:3 Zawsze możemy ich wskrzesic, w koncu oni niby nieśmiertelni XD / Huw huw mam to po mamusi. Dobrze, nie będę, bo pisasz.
Niby. To wskrzeszamy? XDD / Odziedziczyłaś po mnie tyle rzeczy... (właściwie to chyba tylko to, ale szczegół) Aż się łezka w oku kręci :"D
Jasne. / Zapewne nie tylko. C: tak tez sie wzruszylam
Prześlij komentarz